Mój chłopak regularnie zostawia niesamowity syf w zlewie przez co ten regularnie się zapycha. Wczoraj wieczorem woda znowu przestała odpływać, więc poprosiłam go żeby się tym zajął.
Przyszedł do łóżka i dumny stwierdził, że załatwione. Zdziwiłam się, że tak szybko ale byłam padnięta i nie drążyłam dalej tematu. Dzisiaj rano wchodzę do kuchni, a tam obraz nędzy i rozpaczy. Wszystko mokre i śmierdzące, a w powietrzu unosił się gryzący zapach. Idiota wlał całą butlę kreta do odpływu i stwierdził, że do rana problem sam się rozwiąże.
Kreta było tyle, że przeżarł się przez gumową uszczelkę i wszystko wylało się pod zlew. Brak mi po prostu słów.